Witajcie,
na drugie danie urlopowe wzięłam tygodniowy wypad do Zakopanego.
Pogoda w początkach sierpnia trafiła mi się piękna. Ciepło, ale jeszcze nie upalnie, niewiele deszczu, idealnie na wędrówki po dolinkach tatrzańskich.
Góralka ze mnie raczej nizinna, piechur takoż nienachalny, ale moja towarzyszka postanowiła zrobić ze mnie "człowieka" i przeciorała mnie po standardowym zestawie szlaków okołozakopiańskich.
Na moje narzekania na zakwasy w łydkach i nie tylko, pomrukiwała, że i tak wybrała stopień trudności dla starych bab i mutantów:)
Pozostało mi robić dobrą minę, schodzić na czworakach po schodach na śniadanie i mieć nadzieję, że aktywność ruchowa wyjdzie mi ostatecznie na zdrowie.
I tylko kilka razy udało mi się uciec na kultowy spacer po Krupówkach, obejrzeć wszystkie stragany i zjeść olbrzymie ciacho:)
A po powrocie do domu, póki smak Krupówek świeży, uplotłam kolekcję koszyczków udekorowanych "tybetem". Podobają się ?
Na Morskim Oku złapała nas burza, ale to już tradycja , więc w sumie się ucieszyłam, że są w moim życiu okoliczności pewne na 100 % :)
Gdy rodzina i znajomi cierpieli w głębi kraju od upałów, na Kasprowym późnym popołudniem było tylko 14 stopni, zero wiatru i wspaniała widoczność.
Tu na, prawie 2 tysiącach metrów nad poziomem morza, za sprawą zachodzącego słońca i bliskości Najwyższego Kierownictwa, poczułam się wybrańcem, na chwilę uwolniona od wszystkich trosk.
Do poduszki , w ramach umysłowych pompek, przeczytałam " Boską cząstkę" Ledermana i niech to będzie kładka do codzienności.
Pewnego dnia miałam w końcu wolne popołudnie... Postanowiłam pogonić nieco do pracy szare komórki oraz paluszki. Zafascynowały mnie znalezione w internecie przepiękne wyroby z "wikliny papierowej". Latem nawet odwiedziłam miłą panią w Sztutowie, zajmującą się zawodowo plastyką. Chętnie nawiążę dalsze kontakty z podobnymi pasjonatami, wysłucham wskazówek i oceny. Może nawet zaplanować by jakąś wspólną wystawę? A co myślicie o moich patchworkach? I to wszystko to 100% UPCYCLING !
Bawełniany dywanik
