Bawełniany dywanik

Bawełniany dywanik

Translate

poniedziałek, 16 listopada 2020

 Dzień dobry.


Coraz krótsze jesienne dni, społeczna izolacja w dobie pandemii Covid19 , widoczne symptomy nadchodzącej starości. 

Jak utrzymać kondycję psychiczną na w miarę przyzwoitym poziomie?

Pewnie wielu z nas zadaje sobie to pytanie.

Każdy na swój sposób próbuje radzić sobie z przytłaczającym ciężarem codzienności.

Moim ratunkiem przed depresją jest rękodzieło. 

Przez ostatni rok dużo pracowałam z biżuterią sutasz, byli chętni do noszenia i przygarniania moich kolczyków, broszek, naszyjników itp.

Dzisiaj jednak, gdy praktycznie nie wychodzi się z domu w celach towarzyskich, nie ma nastroju na noszenie biżuterii a kolczyki głupio wyglądają w zestawieniu z maseczką:(

Szycie sutaszu, choć sprawiało mi wielką przyjemność, nie bardzo wpisywało się w ideę upcyclingu. Wróciłam więc do pracy z materiałami z odzysku, których na długo wystarczy mi w moich przepastnych szafach:)))

Poniżej prezentuję ostatnie przeróbki odzieży, której nadałam nowe życie.

                                                          Serdecznie pozdrawiam.

                                                                          Upcyklerka

niedziela, 6 października 2019

Radosny powrót

Witam,

muszę się wytłumaczyć z ponad rocznej ciszy na moim blogu.

Niespełna pięciomiesięczna przygoda z moją wymarzoną pracownią rękodzieła skończyła się nagle i smutno.
Wskutek zalania wodą z pękniętego kaloryfera u sąsiada z góry, spora część pieczołowicie urządzonego gniazdka uległa zniszczeniu a z nią cześć moich wyrobów:))
Papierowa wiklina dobrze zaimpregnowana, zwykle radzi sobie z niedużą ilością wody, nawet poddana działaniom atmosferycznym, ale nie z pływaniem w gorącej kąpieli przez klika godzin!!
Niedobrze przysłużyło to się też tkaninom, dekoracjom a nade wszystko mojemu nastrojowi:))

Wierzcie mi, że czym innym jest zwozić pudła, pakunki, worki i urządzać pracownię w radosnym uniesieniu latem w ciepełku, przy długim dniu a czym innym jest zwijanie resztek "dobytku" w środku zimy.

Na długie miesiące amputowało mi entuzjazm:))

Na szczęście wiosna przyniosła dwumiesięczny wyjazd do Portugalii, gdzie smakowany przy kieliszku porto niezwykły urok Porto, bajkowe Azory i cudowne plaże Algarve przywróciły mi radość i  chęć zajmowania się dalej rękodziełem.

Zwłaszcza, że poczułam się doceniona, gdy cudowna Chilijka Paulina upodobała sobie moje cytrynowe kolczyki i z radością prezentowała je na sobie:))))

Doskonalę więc teraz technikę sutasz, tworząc kolczyki, broszki, wisiory, bransoletki.

Cały półroczny dorobek prezentuję w folderze https://photos.app.goo.gl/Nf7v9LU4JDBnJ5NGA

I hobby znowu jest fajne:)) I życie też!

poniedziałek, 8 października 2018

Pracownia

Działam już jakiś czas i podoba mi się to coraz bardziej :)

Muszę zadbać o jakiś szyld i informacje o godzinach otwarcia pracowni, bo póki co, znajomi umawiają się ze mną telefonicznie i trafiają po koronkowych dekoracjach w oknach, też dobrze :))

Odwiedziny odbywają się zawsze w połączeniu z pogawędką i kawą , coś jak Knit Cafe i bardzo mnie to cieszy. Trochę brakuje mi czasu na tworzenie nowych rzeczy, ale ułoży się to z czasem.

Tymczasem podaje godziny otwarcia pracowni dla odwiedzających:

wtorki i czwartki od godziny 16 tej do ostatniego chętnego:))
Częstochowa Al. Jana Pawła II 76/78 lok.2

Zapraszam wszystkich ciekawych i obiecuję miłe spędzenie czasu.


niedziela, 26 sierpnia 2018

Yes, yes, yes!

Witam,

obraźliwa przerwa na moim blogu nie była, broń Boże przejawem kapitulacji:)
Spożytkowałam ten czas na naukę nowej techniki rękodzielniczej, haftu sutasz, w której udało mi się wykonać kilka nawet akceptowalnych estetycznie sztuk biżuterii:))

Ale nade wszystko sfinalizowałam zorganizowanie własnej PRACOWNI.
Tak, tak, wreszcie jest. Moje własne miejsce na tworzenie i eksponowanie rękodzieła, ale nade wszystko, niekrepujące lokum na spotkania z przyjaciółmi i naoczne propagowanie artystycznego recyklingu.

I nie tylko. To jest też miejsce, gdzie widujemy się w grupie entuzjastek nauki języka włoskiego ( przerwa wakacyjna nie sprzyja utrwalaniu wiedzy) lub zwyczajnie plotkujemy w babskim gronie.

Nigdy nie za dużo wsparcia i współodczuwania wśród kobiet, wszak to my dźwigamy na swych wątłych ramionach ciężary tego świata, jakkolwiek górnolotnie i grafomańsko to brzmi:))

Planuję w przyszłości organizowanie w mojej pracowni warsztatów rękodzielniczo-recyklingowych, o których powiadomię chętnych, mam nadzieję szerokich odbiorców, w odpowiednim czasie.

Jak tylko powstanie( tu muszę poprosić o pomoc kogoś z przyjaciół) krótki filmik z pracowni, nie omieszkam udostępnić go na blogu.

Tymczasem publikuję kilka fotek kolczyków i wisiorów sutaszowych i życzcie i powodzenia!!



poniedziałek, 7 maja 2018

Wiosna marzeń



Przeszła zima a mnie ni ma :))

Za to wiosna sprawiła się nadzwyczajnie, wybuchnęła kolorami, zapachami, motywacją i nadzieją.
Może przyniesie sukces w moich wielomiesięcznych poszukiwaniach lokalu na pracownię rękodzieła.
Wymarzyłam sobie takie miejsce, gdzie wyeksponuję ładnie moje prace, nagromadzę zbierane pieczołowicie materiały z odzysku i spokojnie, bez zaśmiecania i zagracania mieszkania, będę mogła przerabiać na kolejne użyteczne a nawet ładne rzeczy.
Miejsce gdzie będę mogła zapraszać entuzjastów recyklingu artystycznego, przeprowadzać warsztaty i zarażać kolejne osoby ideą upcyclingu.
Wiosna sprzyja marzeniom:)))

Tymczasem z nowości,  popróbowałam sił w biżuterii, konkretnie naszyjnikach z gałganków i łapaczach snów.
Powstało też kilka nowych poduszek z resztek i nowy dywanik z wycofanych z użycia ręczników.

Urobek może skromny, ale akcenty przesunęły się raczej na prace balkonowe i ogródkowe.
Jeśli "Ogrodnicy" i "Zimna Zośka" obejdą się z nami równie łaskawie co kwiecień, efekty tych prac ucieszą oczy i duszę.

wtorek, 16 stycznia 2018

Witam,

powiedzieć, że od dwu tygodni jesteśmy o rok starsi, to nic nie powiedzieć.
Od dwu tygodni przybyło nam doświadczenia, mądrości, dystansu do spraw nieważnych i uważności dla rzeczy i faktów najistotniejszych. I to jest w dechę :)

Jesień upłynęła mi nie tyle leniwie, co wolniej, żeby nie rzec monotonnie.
Świadomie zwalniam gonitwę w życiu zawodowym i, na ile to możliwe w obowiązkach domowych,
żeby móc raczej smakować chwile, niż przemykać się nad życiem bezrefleksyjnie. Któż bowiem wie, ile nam go jeszcze zostało?

Plany na przyszłość i owszem, robię, ale skromne i realne. Tak mi się przynajmniej wydaje:)))

Tylko "choroba" upcyclingowa nie przechodzi mi nic a nic a nawet lekko się pogłębia.

Poważnie rozważam zorganizowanie pracowni rękodzielniczej i zarażenie recyklingiem możliwie największej liczby osób z mojego otoczenia.:))

Po ostatnim serialu z torbami na zakupy z męskich koszul w roli głównej, przyszła kolej na torebki na prezenty, wszak okres mikołajkowo-świąteczny był po temu świetną okazją.
Powstały zatem torebki z gazet z "kołnierzykami" z wycinanek, serwetek i co tam było pod ręką.
Uplecione z papierowej wikliny " drzewo" zastąpiło choinkę, świecidełkami stały się pomalowane stare okulary i witraże z płyt kompaktowych - zrobiły furorę!

W międzyczasie powstało też kilka ozdobnych poduszek ze starych krawatów, pojemnik na "przydasie" z połączenia dwóch technik : papierowej wikliny i patchworka, nazwany przeze mnie koszołek ( ni to koszyk ni kociołek).
Koszołek stoi na małym "stołeczku", który po zestawieniu góry i nakryciu pokrywką może służyć za malutki stoliczek :)
Całkiem przypadkiem odkryłam nową technikę "produkcji" waz na owoce, kosmetyki, czy kto tam co chce włożyć, metodą utwardzonej tkaniny wyplatanej ze starych t shirtów.

I tak oto upływają mi dni....


niedziela, 8 października 2017

Umilacze

Zabawne, jak niewiele potrzeba, żeby nużąca codzienność stała się znośniejsza.
Dotarło to do mnie pewnego dnia, gdy powiesiłam w pracy na drzwiach wianek przystrojony zużytymi oprawkami okularowymi i innymi drobnymi akcesoriami optycznymi.
Nie było nikogo, kto by się tego dnia nie uśmiechnął a byli i śmiejący się w głos!!
Wiem, spostrzeżenie mało odkrywcze, ale trzeba sprzyjającej chwili, żeby uzmysłowić sobie coś oczywistego.

Albo to. Po porządkach w męskich szafach pozostało mi kilkanaście koszul teoretycznie do wyrzucenia, ale przypomniało mi się. że kiedyś w internecie widziałam uszytą z koszuli torbę na zakupy.
Natychmiast powstały trzy a zapewniam, że będzie tego więcej. Ponieważ najlepszą zachętą były słowa : " ja chcę taką", każdego, kto je zobaczył:)
Chodzą słuchy, że niedługo wszystkie torby foliowe w sklepach będą płatne. Hic et nunc!

Jak przystało na fankę recyklingu, odratowałam kilka ręczników skazanych na zagładę, robiąc z nich dywanik do łazienki.

Na koniec dobrnęłam do szczęśliwego finału z warkoczykowym dywanem z t-shirtów.

Wszystko prezentuję na zdjęciach.

W filharmonii zaczął się nowy sezon artystyczny. Byłam na koncercie Kim Bomsori ( koncert skrzypcowy Brahmsa). No wierzcie mi, uczta dla ucha i duszy!

I kto powiedział, że nie można umilić sobie jesieni:))




niedziela, 13 sierpnia 2017

Jesień na horyzoncie

Witajcie u progu jesieni, w sensie dosłownym i metaforycznym.
Choć jeszcze dwa tygodnie wakacji przed nami i upał czasami sakramencki, nie sposób nie zauważyć
symptomów jesieni.
A to jarzębina czerwienieje niepokojąco, a to pająk skonstruował przez noc zaporę na tarasie, a to lusterko rano niemile szczere.
Ale mnie to wcale nie martwi, tylko zwiększa uważność.
Dostrzegam piękno zmieniającego się otoczenia i upływu lat.
Przybywa wprawdzie zmarszczek, ale i wolnego czasu. Mniej obowiązków zawodowych na emeryturze oznacza więcej przeczytanych książek, większą porcję j.włoskiego z internetu albo i z natury, frajdę ze spacerów z przewodnikiem po Wrocławiu, czy wreszcie, nowe papierkowe i szmatkowe kreacje.

I najnowszy sukces : złapanie dystansu do moich emocjonalnych "loci minoris resistentiae".

Niesamowite ile ostatnio los sprezentował mi nowych, fajnych znajomości.:)

Lubię jesień i swoją " emeryckość"



czwartek, 15 czerwca 2017

Wiosenne plony

Witajcie,

niewiele się tego uzbierało przez ostatnich kilka miesięcy.
Pracuję teraz nad większym projektem, więc pokazuje moje wiosenne plony w całej ich skromności;

Lekko nieaktualny serial pisankowy :)

Koszyk rowerowy, wszak w duchu ekologicznym  na zakupy wypada jechać rowerem:)

Dwa patchworki, jeden w spokojnej tonacji nadający się do pokoju chłopięcego i drugi mocno energetyczny, dodający smaku chwilom w ogrodzie np. z lekturą Lema " Felietony ponadczasowe"...mniam:)))

wtorek, 10 stycznia 2017

Return

Witam  po przerwie długości obraźliwej :(

Winę za nią ponosi splot mniej lub bardziej niesprzyjających okoliczności losu a także kilka podróży.

Wycieczek opisywać nie będę, żeby nie było przydługo i banalnie. Wszak podróżnikami-mentorami, jak kucharzami, obecnymi w sieci, można niemal gruszki strącać:))

Mam pod powiekami wspomnienia miejsc pięknych i smutnych, ludzi wesołych i znużonych, pozwalających zajrzeć do swoich domów i takich, którzy stanowczo chronią swoją prywatność.
Zawsze jednak godnych szacunku i zrozumienia.
Widziałam miejsca magiczne, za sprawą swojej długiej i przebogatej historii i pouczające, dzięki dowodom na niezwykłą zdolność przystosowania się ludzi do życia w bardzo trudnych warunkach. Budowaniu w nich trwałych więzi społecznych, wspólnot nieznanych dzisiejszym "industrialnym" i "cybernetycznym" społeczeństwom.

Te przeżycia będą na zawsze moim kapitałem.

W chwilach kiedy nie "konsumowałam" świata na poważnie, zwyczajnie podglądałam rękodzieło. Podziwiałam umiejętność wykorzystania dostępnych materiałów, jak np. użycie długich kości zwierząt do podpierania rynien deszczowych w Materze (swego rodzaju recycling:)), zmysł praktyczny, jak wykorzystanie agawy na kilkanaście sposobów i poczucie piękna, jak barwienie włókna płatkami kwiatów
A także tkanie, plecenie, szycie, szlifowanie i wszelkiego rodzaju twórczość ręczną:)

Jestem z siebie dumna, że jako osoba "zaawansowana w latach" zdołałam wyjść ze swojej strefy komfortu i odbyć pierwszą samodzielną podróż połączoną z kursem języka za granicą.

Plon moich papierkowo-szmatkowych działań z minionego roku prezentuję na zdjęciach a ostatnie z nich, toaletkę z szufladami, zamierzam zarozumialczo przedstawić na Światowym Festiwalu Wikliny w  Nowym Tomyślu :)













piątek, 21 sierpnia 2015

Implikacje pokrupówkowe

Witajcie,

na drugie danie urlopowe wzięłam tygodniowy wypad do Zakopanego.
Pogoda w początkach sierpnia trafiła mi się piękna. Ciepło, ale jeszcze nie upalnie, niewiele deszczu, idealnie na wędrówki po dolinkach tatrzańskich.

Góralka ze mnie raczej nizinna, piechur takoż nienachalny, ale moja towarzyszka postanowiła zrobić ze mnie "człowieka" i przeciorała mnie po standardowym zestawie szlaków okołozakopiańskich.
Na moje narzekania na zakwasy w łydkach i nie tylko, pomrukiwała, że i tak wybrała stopień trudności dla starych bab i mutantów:)
Pozostało mi robić dobrą minę, schodzić na czworakach po schodach na śniadanie i mieć nadzieję, że aktywność ruchowa wyjdzie mi ostatecznie na zdrowie.

I tylko kilka razy udało mi się uciec na kultowy spacer po Krupówkach, obejrzeć wszystkie stragany i zjeść olbrzymie ciacho:)
A po powrocie do domu, póki smak Krupówek świeży, uplotłam kolekcję koszyczków udekorowanych "tybetem". Podobają się ?

Na Morskim Oku złapała nas burza, ale to już tradycja , więc w sumie się ucieszyłam, że są w moim życiu okoliczności pewne  na  100 % :)

Gdy rodzina i znajomi cierpieli w głębi kraju od upałów, na Kasprowym późnym popołudniem było tylko 14 stopni, zero wiatru i wspaniała widoczność.
Tu na, prawie 2 tysiącach metrów nad poziomem morza, za sprawą zachodzącego słońca i bliskości Najwyższego Kierownictwa, poczułam się wybrańcem, na chwilę uwolniona od wszystkich trosk.

Do poduszki , w ramach umysłowych pompek, przeczytałam " Boską cząstkę" Ledermana i niech to będzie kładka do codzienności.






poniedziałek, 6 lipca 2015

Witajcie w wakacyjny czas:)
 Tuż przed wyjazdem na urlop , udało mi się dokończyć zaczęty miesiąc temu patchwork.  Wyszedł mi w pastelowej tonacji, nieco lawendowy w nastroju, podobnym do tego, który zawitał na moim tarasie.
Urlop króciutki, ale wspaniały. Nie mogło być inaczej, gdy w jednym kadrze i słońce i morze i góry;  ekstrakt pięknaJ
Piguła dobrej energii i witamina na codzienne, niełatwe obowiązki.
I tylko szara lawa na zboczach Etny i dymiący na jej szczycie krater ( dobrze, że na biało a nie na czarno), przypomina , że szczęście nie jest w życiu przedmiotem obowiązkowym.
Podczas lotu do domu przeczytałam  ‘Święto Nieistotności”  Milana Kundery.
Wisienka na urlopowym torcie:) !



poniedziałek, 11 maja 2015

Witajcie.

Kolejną długą przerwę spożytkowałam a to na pracę zawodową:), a to na wydzierganie drugiej z planowanego tryptyku poduszek medytacyjnych. Jeszcze nie jest całkiem wykończona, więc nie prezentuję fotografii, ale już widać bliski finisz.
Trochę jestem uzależniona od napływu materiału, wszak poduszki dziergam szydełkiem z pasków pociętych, zużytych rajstop. A że rajstopy produkuje się teraz wyjątkowo mocne, to i czasu potrzeba więcej na podarcie się potrzebnej ilości:)
Wymyśliłam sobie, że poduchy ( są dość spore) będą różnego kształtu. Jedna płaska, okrągła, już prezentowana wcześniej na obrazku, druga w kształcie dużego wałka ( jak na dawnych tapczanach). Trzecia będzie wyższa,  typowe siedzisko, pufa.
Mam skłonność do wynajdywania moim robótkom praktycznego zastosowania. Wzmacnia się przez to sens zużytego na nie czasu, poza zagospodarowaniem odpadów, jako idea nadrzędna, rzecz jasna.
Początkowo miały to być siedziska przy kominku, na tarasie, albo po prostu do zabawy dla dzieci.
Po przeczytaniu książki Jona Kabat-Zinna " Życie piękna katastrofa", wypróbowałam gotową już poduchę do prób medytacji i bingo! To będzie to! Wystarczająco sprężysta, wystarczająca duża, wygodna.
 Zaczynam medytować:)

Ponieważ nie samą pracą zawodową, ani robótkami ręcznymi człowiek żyje ( niektórzy nazywają je zajęciami niższego rzędu, z czym się kompletnie nie zgadzam), postanowiłam dotknąć nieco kultury.
Wybrałam się więc do filharmonii na koncert Marcina Wyrostka i jego Tanga Corazon Symfonicznego.
Wieczór bardzo miły, muzyka eklektyczna. Jako odbiorca miałam pewien kłopot. Bo człowiek ma niemiłą dążność do porządkowania wszystkiego. Nie potrafiłam zakwalifikować muzyki Wyrostka do gatunku. W końcu machnęłam uchem na wszelkie szufladkowanie i postanowiłam delektować się świetnym wykonawstwem :)

Pozdrawiam . Alicja

niedziela, 19 kwietnia 2015

Witam odwiedzających ! :)
Oj długo, długo trwała przerwa.
Za sprawą niezdarnej obsługi bloga, za sprawą Świąt Wielkanocnych
 i okołoświątecznej mitręgi, za sprawą, wreszcie, leniwej kreacji.

Znaczy, jak nie ma co pokazywać, to po co się pokazywać?

A kiedy już udało mi się dobrnąć do końca w popełnianiu nowego dzieła , budzącego tyleż podziw, co niepokój najbliższego otoczenia, spieszę go publikować :)

Tytułem wyjaśnienia, gdyby przez swój wygląd, rzecz nie wydawała się całkiem oczywista, to jest to toaletka lub konsolka.
Natura tworzywa wymusza niejako jej niedoskonałe kształty, co zadaniem najbliższego otoczenia, uprawnia go do nadania prześmiewczego tytułu: "Toaletki w stylu Flinstonów"

Niech tam! Nawet mi się to spodobało :)

środa, 11 marca 2015

Witajcie!
Drugie popołudnie już siedzimy nad komputerami ucząc się tworzenia blogu. Jeśli ten Googlowaty blogger ma być najłatwiejszym, to ja dziękuję!
Ale udało się już wrzucić fotki moich produkcji. Może i komentarze też ruszą?