muszę się wytłumaczyć z ponad rocznej ciszy na moim blogu.
Niespełna pięciomiesięczna przygoda z moją wymarzoną pracownią rękodzieła skończyła się nagle i smutno.
Wskutek zalania wodą z pękniętego kaloryfera u sąsiada z góry, spora część pieczołowicie urządzonego gniazdka uległa zniszczeniu a z nią cześć moich wyrobów:))
Papierowa wiklina dobrze zaimpregnowana, zwykle radzi sobie z niedużą ilością wody, nawet poddana działaniom atmosferycznym, ale nie z pływaniem w gorącej kąpieli przez klika godzin!!
Niedobrze przysłużyło to się też tkaninom, dekoracjom a nade wszystko mojemu nastrojowi:))
Wierzcie mi, że czym innym jest zwozić pudła, pakunki, worki i urządzać pracownię w radosnym uniesieniu latem w ciepełku, przy długim dniu a czym innym jest zwijanie resztek "dobytku" w środku zimy.
Na długie miesiące amputowało mi entuzjazm:))
Na szczęście wiosna przyniosła dwumiesięczny wyjazd do Portugalii, gdzie smakowany przy kieliszku porto niezwykły urok Porto, bajkowe Azory i cudowne plaże Algarve przywróciły mi radość i chęć zajmowania się dalej rękodziełem.
Zwłaszcza, że poczułam się doceniona, gdy cudowna Chilijka Paulina upodobała sobie moje cytrynowe kolczyki i z radością prezentowała je na sobie:))))
Doskonalę więc teraz technikę sutasz, tworząc kolczyki, broszki, wisiory, bransoletki.
Cały półroczny dorobek prezentuję w folderze https://photos.app.goo.gl/
I hobby znowu jest fajne:)) I życie też!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz